sobota, 18 stycznia 2014
piątek, 17 stycznia 2014
Halucynacje Hansa Bellmera
„[...] kiedy przez
nieskończoność przejdzie poznanie,
wdzięk pojawia się znowu, w najczystszej swej postaci
objawiając się w takim ciele ludzkim,
któremu w ogóle brak świadomości lub,
którego świadomość jest nieskończona,
to znaczy w manekinie albo w Bogu.”[1]
wdzięk pojawia się znowu, w najczystszej swej postaci
objawiając się w takim ciele ludzkim,
któremu w ogóle brak świadomości lub,
którego świadomość jest nieskończona,
to znaczy w manekinie albo w Bogu.”[1]
Hans Bellmer urodził się 13 marca
1902 roku w Katowicach. Był niemieckim rzeźbiarzem, malarzem, fotografem i
grafikiem. Znany jest głównie ze swoich plastycznych realizacji lalek, które w
nienaturalny sposób modyfikował. Własnoręcznie konstruowanym i angażowanym w
sceny manekinom, za medium obserwujące i komentujące posłużyła Bellmerowi
fotografia. Krótko przed wojną, ze względu na naciski polityczne i brak
akceptacji dla jego twórczości, przeniósł się do Paryża, gdzie przyłączył się
do surrealistów. Tam też zmarł 23 lutego 1975 roku.
Hans Bellmer, Autoportret z Lalką, Paryż, 1934.
Fascynacja Hansa Bellmera lalką
rozpoczęła się wraz z jego zetknięciem się z austriackim poetą, malarzem i
grafikiem Oskarem Kokoschką, desperacko usiłującym stworzyć pełnowymiarowy
substytut swej utraconej kochanki, dopełniona została natomiast poprzez sztukę
operową przedstawiającą dziewczynkę, w której zakochuje się główny bohater, a
która okazuje się mechaniczną lalką[2].
Atrakcyjność obiektów Bellmera dla surrealistów polegać mogła w głównej
mierze na ich fetyszyzującym charakterze, w którym zjawisko zacierania się
sfery rzeczywistości i snu, marzeń, podświadomości – wysuwało się na pierwszy
plan. Bellmer zafascynowany cielesnością, próbował przekraczać granice formy – stwarzając
je na nowo. Wydaje kolejno „Uwagi o złączu kulkowym”[3] i
„Anatomię obrazu”[4], w zewnętrzności lalki
dostrzega to, co ukryte, konstruując dla przykładu, już na początku swej drogi
artystycznej obiekt, który poprzez otwór w pępku ukazuje nam swe ukryte myśli i
marzenia.
W 1934 roku w Paryżu ukazuje się czternaście krótkich poetyckich
komentarzy Paula Éluarda do fotografii drugiej Lalki Bellmera. Ten swoisty
dialog między tekstem a obrazem (który to z kolei odsyła do fizycznie, realnie,
acz surrealistycznie istniejącego obiektu) podkreśla dynamiczny charakter
Lalki. Walczy ona o nowy wyraz erotycznego postrzegania, rozbijając swą
postaciowość, czerpie jednocześnie ze swego prototypu kobiecego ciała.
„Skurczona, gdyż wszystko, co można o niej powiedzieć, redukuje ją, ogranicza.
W najmniejszej przestrzeni najwęższego pola widzenia szukamy – kalkulując,
spierając się – miejsca, gdzie ma serce, szacujemy wiarę w dzieciństwo.”[5].
Lalka Bellmera stanowi podstawę do filozoficznych rozważań obierających
za swą podstawę ideę dualistycznej istoty człowieka – zwieszonej między materią
a duchem. Fetyszyzująca lalkowatość pozwalać ma na pełne zgłębienie cielesności,
co prowadzi do poznania.
W swej dwuznacznej gloryfikacji ciała Bellmer realizuje motyw powtórzenia
boskiego creatio, co prowadzić może do pytania o wykorzystanie
przez artystę medium, które wieńczy cykl powstawania jego prac – fotografię.
Począwszy od 1934 roku głównie po okres 1937 – 38 kiedy to 14 fotografii
znajduje dialog z tekstami Éluarda, Bellmer kładzie szczególny nacisk na
obrazową warstwę swych przedstawień. Wpisuje się w ramy estetyczne fotografii
inscenizowanej, warstwa dwuwymiarowego celuloidowego obrazu stanowi znaczeniowe
dopełnienie niezwykłych wizji artysty, umożliwia nadanie im wyrazu podwójnej
gry – to, co widzimy, a co tylko otarło się o rzeczywistość myślowego obrazu
artysty[6]. Nie
sposób nie dostrzec wspólnych cech jego fotografii z pracami takich twórców jak
na przykład Man Ray, o silnie surrealistycznym rodowodzie, czy też innych
artystów I poł. XX wieku, którzy często sięgali po fotografię.
Katarzyna Kuszyńska w swym artykule poświęconym Hansowi Bellmerowi[7]
zauważa, że to dopiero w rysunku, zdaje się być artysta najbliższy osiągnięciu
swych teoretycznych założeń – postać lalki przestaje już być nawet
skojarzeniowym pretekstem, zdaje się przeszkadzać i dążyć do całkowitego
samounicestwienia w nieskończonych możliwościach transformacji. „Lalka Bellmera
ponosi klęskę ponieważ koniec końców pada ofiarą ograniczenia, z którym miała
się uporać – ograniczenia przestrzeni jako podstawowej funkcji istnienia
ciała.”[8] pisze
Andrzej Stasiuk. Być może to właśnie późniejsze rysunki, czy też próba
dookreślenia swych dzieł poprzez obraz fotograficzny, kolejny proces
odrzeczywistnienia istoty Lalki, były wyrazem nieustannych poszukiwań Bellmera,
podejmującego próbę poznania materii za pomocą różnych narzędzi wizualnej
twórczości oraz ostatecznie jego niespełnienia.
W rozważaniach nad użyciem danego
medium w twórczości wizualnej odnieść się warto do filmowej recepcji Lalki
Bellmera przez japońskiego twórcę animacji – Mamoru Oshii’ego oraz jego dwóch
cyberpunkowych realizacji: Ghost in the Shell[9]. Lalka
– wciąż jako istota, a nie znak czy jakość – wprost zacytowana z projektów
artysty, służy Oshii’emu do wyrażenia częstej w pop-kulturowej animacji
japońskiej, filozoficznej problematyki dotykających takich zagadnień, jak
relacja człowieka i maszyny, idea matematyki jako podstawy istnienia świata i
kosmosu, a wreszcie i samego Boga, czy wchodzenie cyborgów – lalek w posiadanie
ludzkich dusz i umysłów.
Lalki Bellmera były właśnie takimi
pustymi formami w których zamknięto dusze porwanych dzieci. Wyraźnie
zaakcentowana jest zatem relacja zewnętrzności i wewnętrzności lalki, burzliwy
i niezwykle inspirujący romans Hansa Bellmera z jego sztuczną dziewczyną,
której gloryfikacja cielesności stanowić miała drogę do poznania,
zrozumienia tego, co wewnątrz. Znajduje to swój wyraz w animacji Oshii’ego,
gdzie zewnętrzne formy (skorupy) kradną i zamykają w sobie to, co wewnętrzne[10].
[1] H. von Kleist, O teatrze marionetek, tłum. Buras J. St., [w:] K. A Jeleński., Bellmer albo Anatomia Nieświadomości Fizycznej i Miłości, Gdańsk 1998, s .40.
[2] Informacje ze wstępu Szymczyk A., Przywara A. [w:] H. Bellmer, Gry Lalki, Gdańsk 1998.
[3] H. Bellmer, Notatka o złączu kulkowym, tłum. Szymczyk-Kluszczyńska G., [w:] tegoż, Gry Lalki, Gdańsk 1998.
[4] H. Bellmer, Anatomia obrazu, tłum. Kłoczkowski J.M., Lublin 1994.
[5] P. Éluard, Mgliste gry lalki, tłum. Szymczyk-Kluszczyńska G. [w:] Bellmer H., Gry Lalki, Gdańsk 1998.
[6] „Fotografia staje się więc dla mnie dziwacznym medium, nową formą halucynacji: fałszywą na poziomie postrzegania, prawdziwą na poziomie czasu. Halucynacją umiarkowaną, w pewnym sensie skromną, podzieloną (z jednej strony „nie było tego tutaj”, z drugiej „ale to naprawdę było”): szalony obraz, ocierający się o rzeczywistość.” (podkreślenia autora) R. Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, tłum. J. Trznadel, Warszawa 1996, s. 195.
[7] K. Kuszyńska, Zaklinanie materii. Uwagi o Lalce Hansa Bellmera [w:] „Format”, Wrocław 2003, nr 42. Zob. również M. Kurzac, Lalki, marionety, manekiny – fetysze i media sztuki, tamże.
[8] A. Stasiuk, Hans Bellmer, czyli chirurgia cierpienia, [w:] tegoż, Tekturowy samolot, Wołowiec 2002, s. 98.
[9] M. Oshii, Ghost in the Shell, Japonia, Wielka Brytania 1995 oraz Oshii M., Ghost in the Shell 2: Innocence, Japonia 2004.
[10] Można odnaleźć w takim ujęciu cechy typowe dla sztuki japońskiej, jej często zwodnicza prostota, unikanie nadmiernego dookreślanie obrazu tak poetyckiego jak i malarskiego, zwrócenie uwagi na to co niepoznawalne, tajemnicze, niedostrzegalne „wedle założenia, że lepiej jest błądzić po stronie ciemności niż – będąc nazbyt oczywistym – ujawnić przyziemną mentalność; praktyka ta często wyklucza dokładne rozumienie.” Cytat za M. Takeuchi, Wiersze i obrazy, [w:] Estetyka japońska, słowa i obrazy, red. K. Wilkoszewska, Kraków 2005, s. 190.
czwartek, 16 stycznia 2014
Spiritual Front & Stefano Puri - Black Hearts in Black Suits
Po siedmiu latach od znakomitej współpracy Stefano Puri i Simone Salvatori (Spiritual Front), w efekcie której powstał ich kultowy album Armageddon Gigolo, artyści spotkali się ponownie, wydając pod koniec 2013 roku płytę Black Hearts in Black Suits.
After seven years of excellent cooperation of Stefano Puri and Simone Salvatori (Spiritual Front), which resulted in their most famous and great Armageddon Gigolo album, artists met again, releasing in late 2013 Black Hearts in Black Suits.
After seven years of excellent cooperation of Stefano Puri and Simone Salvatori (Spiritual Front), which resulted in their most famous and great Armageddon Gigolo album, artists met again, releasing in late 2013 Black Hearts in Black Suits.
Po raz kolejny Włosi stworzyli wspólnie bardzo spójny, mroczny, melancholijny, ale i elektryzujący zarazem album. Kompozycje Stefano Puri są zdecydowanie oszczędniejsze niż znane z Armageddon, co odpowiada charakterowi jego dotychczasowych solowych realizacji. Wokal Simone Salvatori dopełnia całość niezwykłą charyzmą. Wyczuwa się przy tym inspiracje licznymi industrialowymi czy neo-folkowymi artystami w tym psychodeliczną manierą śpiewu Davida Tibeta, słyszalną pod koniec I Believe I Was Yours.
The Italians have once again created a coherent, dark, melancholic, but at the same time electrifying album. Stefano Puri's compositions are far more minimalistic than these from the Armageddon, which corresponds to the nature of his previous solo projects. Salvatori's voice completes the album with an extraordinary charisma. You can feel the inspirations of many industrial or neofolk artists and the psychedelic manner of David Tibet's singing, audible at the end of I Believe I Was Yours.
The Italians have once again created a coherent, dark, melancholic, but at the same time electrifying album. Stefano Puri's compositions are far more minimalistic than these from the Armageddon, which corresponds to the nature of his previous solo projects. Salvatori's voice completes the album with an extraordinary charisma. You can feel the inspirations of many industrial or neofolk artists and the psychedelic manner of David Tibet's singing, audible at the end of I Believe I Was Yours.
Album dostępny jest zarówno na cd, jak również w limitowanej - w wysokości 299 sztuk - edycji białego LP.
The album is available both on CD and LP, which is a limited (299) white edition.
The album is available both on CD and LP, which is a limited (299) white edition.
Płyta kończy się utworem opartym na fragmencie poematu The Ballad of Reading Gaol Oscara Wilde'a pt. Each man kills the thing he loves, który znany jest z koszmarnego wykonania Jeanne Moreau w filmie Querelle Rainera W. Fassbindera - myślę, że tym razem Wilde nie łapie się za głowę...
Black Hearts in Black Suits ends with a song based on a passage from Oscar Wilde's poem The Ballad of Reading Gaol - Each man kills the thing he loves, which is well known for a awful and terrible performance by Jeanne Moreau in Rainer W. Fassbinder's Querelle. I think that this time Wilde doesn't clutches his head in disbelief...
Black Hearts in Black Suits ends with a song based on a passage from Oscar Wilde's poem The Ballad of Reading Gaol - Each man kills the thing he loves, which is well known for a awful and terrible performance by Jeanne Moreau in Rainer W. Fassbinder's Querelle. I think that this time Wilde doesn't clutches his head in disbelief...
each man kills the thing he loves
each man kills the thing he loves
poniedziałek, 13 stycznia 2014
Nie-ludzki obraz w fotografii Hiroshi Sugimoto
Czytając publikację Giorgia Agambena pt. Otwarte. Człowiek i zwierzę
cały czas miałem przed oczami pewną fotografię. Wiodła ona już od jakiegoś
czasu swój paralelny żywot w mojej pamięci, a każdy z rozdziałów Otwartego w
silny, choć pośredni sposób, zmieniał moje jej odczytanie.
W połowie lat 70, kiedy japoński fotograf Hiroshi
Sugimoto przyjechał po raz pierwszy do Nowego Jorku, doznał podczas zwiedzania
dioram w Muzeum Historii Naturalnej dziwnego uczucia, kiedy zdał sobie sprawę,
jak silnego efektu wiarygodności mogą one dostarczyć. Dzieje się to wtedy, gdy
zamknąwszy jedno oko, zniwelujemy niejako perspektywę nadaną przez eksponaty
umieszczone przed obrazem.
Jako fotograf zdawał on sobie doskonale sprawę, że
kolejnym krokiem może być tylko wykonanie reprodukcji takiej dioramy na kawałku
błony fotograficznej, co czynił – z tego, co mi wiadomo – przez co najmniej 20
lat. W 1994 powstała fotografia, która najsilniej utkwiła mi w pamięci. Zatytułowana
jest zgodnie z poetyką języka muzealno-wystawienniczego: „najwcześniejsi krewni
człowieka”. To, co niepokoi mnie w tym obrazie, a co dość pokrętnie nazwać by
można było przedziwną wymową tej fotografii, to rzecz która wypływa z pewnej
ogólnej tendencji, jaką przybierają prace Sugimoto, coś co na kształt
fotografii „autotematycznej” sprawia, że każda z nich jest jakby wykładnią
fotograficznego medium. Medium opierającego swą istotę jednocześnie na iluzji
oraz ujawnianiu, dialektycznym ruchu miedzy ukrywaniem a odkrywaniem. Widać to
również doskonale na przykładzie serii fotografii pt. „Teatry”, w której
Sugimoto skazał magię obrazu filmowego na pustkę prześwietlonego białego ekranu,
na rzecz ukazania czasu nieprojektowanego, „rzeczywistego” czyli np. sali
kinowej, który przy percepcji czasu filmowego po prostu ginie. Iluzoryczność ta
jest właśnie tłem, które akcentuje to, co być może pochopnie określiłem jako
„przedziwną wymowę fotografii”. Wspomniana diorama przedstawia mianowicie rozmyślnie
przestrzennie zorganizowaną scenę przedstawiającą parę obejmujących się małp
człekokształtnych.
Hiroshi Sugimoto, Earliest Human Relatives, 1994
Czule obejmujące się stworzenia, kroczą po zimnej –
mimo, że to step, bądź pustynia, co fotografia wplata we własny wizualny język
– „bezludnej”, chciałoby się rzecz, przestrzeni. Na ziemi widać wyraźne ślady
stóp, które zdają się wyznaczać kierunek marszu oraz spojrzenia, gdzieś poza sfotografowaną
dioramę; całość przypomina malarstwo alegoryczne. Obraz ten jest na tyle
„ideologiczny” i mityczny, a zarazem realistyczny i tak bardzo fotograficzny
(a więc uobecniający i zmieniający zarazem pewne treści; przywołując to
wszystko we współczesnym dyskursie o fotografii, co związane jest z jej stosunkiem
do obiektywizmu i subiektywizmu, prawdy i fałszu, czy jej nieuniknioność w grze
życia i śmierci, pamięci i zapomnienia, trwania i rozpadu), że w swojej
przedziwnej grze z odbiorcą, zadaje mu pytanie o miejsce, jakie zajmuje zwierzę
w świecie człowieka. Zarówno o rolę i funkcję dioram, jak i o obraz zwierzęcia
w naszej wizualnej pamięci, czy w samej antropologii obrazu.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
Pozostając w tematyce obrazu, a szerzej rzec ujmując
– badań nad funkcją obrazu w kulturze – odczytałbym tę fotografię jako przejaw
bardziej ogólnego zjawiska, zasygnalizowanego w ciekawym tekście Johna Bergera Po cóż patrzeć na zwierzęta, z jego
zbioru esejów, zatytułowanego: O patrzeniu.
Berger, analizując pokrótce fenomen ogrodu zoologicznego, zauważa, jak fakt
jednostronności obserwacji, jaka ma miejsce w zoo (w tym wypadałoby rzec
„medium” obrazów zwierząt. Odwołuję się tutaj oraz w dalszej części tego eseju
do koncepcji antropologii obrazu Hansa Beltinga - ciała jako miejsca obrazów,
koncepcji medium-obraz-ciało jak i obrazów wewnętrznych)
doprowadza do sytuacji, w której „widzialność” zwierząt przekształca je niejako
w żywe obrazy samych siebie.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
Zwierzęcokształtne zabawki domagają się raz na
jakiś czas konfrontacji z „pierwowzorami”, które to konfrontacje kończą się – jak
zauważa Berger – najczęściej rozczarowaniem. Zwierzęta nie sprostują naszym
oczekiwaniom.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
W sensie formalnym bliski ogrodom zoologicznym i dioramom jest
fakt używania pewnych przedmiotów, których charakter symboliczny staje się
dominujący. Na przykład dekoracja w klatce danego zwierzęcia ma za zadanie
sprostać dwóm funkcjom: z jednej sugerować ma zwiedzającym pewne elementy
środowiska naturalnego – w sposób jednak oszczędny i prosty. Z drugiej – w
niektórych przypadkach ma prawdopodobnie przybliżyć samym zwierzętom warunki w
jakich żyją one na wolności. Diorama nie potrzebuje tego drugiego aspektu,
pozostaje tylko pierwszy, jest więc w pewnym sensie systemem doprowadzonym do
skrajności.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
Jak słusznie zauważa Berger przestrzeń, nad sztuczną fosą w zoo
oddziela nas od zwierząt bardziej niż z pozoru nam się to może wydawać – to, na
co patrzymy, przestaje być zwierzęciem. W zoo, które funkcjonuje jako nośnik
obrazów oraz miejsce ich kulturowego wytwarzania, teatralnych dekoracji, staje
się ono zepchnięte na margines. Jego miejsce zajmuje wyobrażenie.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
Sytuację w podobnym stopniu radykalną, co fenomen
ogrodu botanicznego przedstawiają, jak sugeruje całkiem słusznie Berger, ryciny
Grandville’a. Nie są to już metaforyczne odniesienia, w których zwierzęta
„tłumaczą” poniekąd ludzkie cechy – tu ruch jest przeciwny, człowiek nie szuka
własnych określeń w zwierzęciu, które daną cechę mu symbolizuje, ile zamyka je
we własnych obrazach (a więc i obrazach samego siebie). Jest to sytuacja
podobna do tej, która ma miejsce w teatrze ogrodu zoologicznego – tu miejsce przedstawienia
i bezpośredniego oglądu zajmuje grafika na kartce papieru.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
W pierwszym rozdziale pracy Agambena, zarysowana
została bardzo sugestywna eschatologiczna wizja. Autor ambrozjańskiego
manuskryptu zawarł w hebrajskim egzemplarzu Biblii z trzynastego wieku ryciny,
na których ocalali Izraelczycy przedstawieni zostali ze zwierzęcymi głowami. Czy
dla badaczy, którzy kiedyś będą się może dalej zajmowali problematyką relacji
człowieka i zwierzęcia, twórczość Grandville'a i Sugimoto również stanie się
czymś, nad czym zatrzymają się dłużej? W końcu, w przypadku japońskiego
fotografa, są to pewne przebłyski naszego, nieodkrytego jeszcze przez nas
samych, czasu.
Mateusz Palka, Ogród, 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)