Wyniki dziewiątej edycji Wielkiego Konkursu
Fotograficznego (sic!) organizowanego przez miesięcznik „National
Geographic Polska” wywołały sporo zamieszania i wprawiły internautów w silną
konsternację. Początkowo powstrzymywałem się od szerszego komentowania decyzji
jury, jednak po przeczytaniu wypowiedzi uzasadniającej wybór tegorocznych
laureatów konkursu ciężko mi ukryć zbulwersowanie. Mam bowiem wrażenie jakby
zanegowano w ten sposób wszelką, wypracowywaną przez dziesięciolecia, refleksję
o fotografii.
Przyjmując najbardziej ostrożną wersję, fotografia ma
już ponad 170 lat. Wydawać by się mogło, że medium tak silnie i od tak dawna
obecne w naszym życiu, powinno być jednocześnie przez nas względnie zrozumiane.
Obudowane solidnym aparatem myślowym, interpretacyjnym. Zdecydowanie takie
wymagania wypada mieć względem jury konkursów fotograficznych organizowanych
pod szyldem wpływowego pisma o tradycji niewiele mniejszej niż sama fotografia.
Magazynu, który w Polsce sprzedaje się co miesiąc w wysokości kilkudziesięciu
tysięcy egzemplarzy. W tym samym czasie na całym świecie czyta go więcej ludzi
niż wynosi liczba mieszkańców naszego kraju.
Kategoria autentyczności („prawdy”, „obiektywizmu”,
„neutralności”, „subiektywności”, „narracyjności”, „kreacyjności”, „teatralności”…)
fotografii to oczywiście temat poruszany nieustannie. Wydaje mi się, że
pomijając nawet liczne i nieustanne rozważania teoretyków, to jest to problem,
z którym nieustannie mierzy się praktycznie każdy fotograf. To niezwykle
żywotne zagadnienie. I problematyczne. Niekiedy wyrażane w fotografiach wprost,
a czasem widoczne tylko dzięki wrażliwości czy odpowiedniemu wyczuleniu ich odbiorcy.
Niemniej jednak jest to temat, który kształtuje twórczość sporej grupy
fotografów (zarówno tzw. zawodowych jak amatorów).
Sytuację przedstawia nam się tak, jakby wyjściem z
zalewu „zwykłych” i jedynie „poprawnych technicznie” fotografii były w
wykonanie zdjęć „autentycznych”, „szczerych” i „prawdziwych”, a przy okazji
zrobionych wyjątkowo niechlujnie, nieumiejętnie ułożonych w niespójny zestaw
(który trudno nazwać cyklem, czy serią) i właściwie nie mówiących o niczym.
Do jakiego momentu w swojej historii doszły sztuki
wizualne, aby za autentyczne uważać coś, co jest pod każdym względem
nieumiejętnie wykonane i bezrefleksyjne? Uważam, że to duży krok w tył.
Dokąd zaprowadziła nas fotografia? Czy nie do
kolejnego, a może po prostu starego, a zwyczajnie pogłębionego, kryzysu
tożsamości? Po przeczytaniu wspomnianych uzasadnień można dojść do wniosku, że
należy się po omacku przebijać poza zimne, brutalne i martwe medium fotografii,
aby w efekcie być w stanie pokazać autentyczność, człowieka i emocje autora.
Taka wizja pokazuje nasze zagubienie w fotografii. Stwarza schemat oparty na parze
przeciwieństw: człowiek – technika, czy też po prostu człowiek – fotografia.
Wynika z niego, że samo nauczenie się technicznych uwarunkowań do niczego nie
prowadzi. I nie chodzi o to, że wystarczyłoby działać celowo. Warunkiem
koniecznym jest dopiero naiwne i bezrefleksyjne łamanie reguł. Taki model
konfliktu, w którym technika rejestracji wizualnej jest naszym przeciwnikiem
wskazuje na intelektualne zagubienie w agresywnie dominującej w naszym życiu
fotografii. Fotografii, którą odbiera się jednocześnie jako banalną i
bezwzględną. Nic dziwnego, że wyjściem z tak niekomfortowej sytuacji jest
szukanie ratunku w jakiejś spontanicznej twórczości bliskiej prymitywizmowi.
Zatem wbrew pozorom sporo jest prawdy w tych
broniących decyzje jury spostrzeżeniach. Prawdy bardzo smutnej, mówiącej o tym,
że nie radzimy sobie z fotografią.
Fotografia jest takim samym narzędziem jak malarstwo
czy tekst. Wszystkie te formy mają swój język, estetykę, formę. Każda z nich
wpływa na nasze postrzeganie świata, każda nas czego innego może nauczyć i na
swój sposób na pewne kwestie uwrażliwić. Nad narzędziem trzeba panować, a nie
niszczyć je. Trzeba się również w nie wsłuchać, bo każde ma coś do powiedzenia.
Z wypowiedzi wynika również, że nauczenie się zasad
fotografowania jest proste. Uważam, że nie – to wyjątkowo trudna sprawa. Naprawdę
ciężko jest oddzielić formę od treści. Fotografia, jak każda dziedzina sztuki,
ma swoje ograniczenia formalne – to z nich wynika jej treść. Jeżeli przyjmiemy
dość racjonalną i znaną tezę, że sztuka jest manifestacją idei, to ona bez
formy nie istnieje. Z nauką techniki wiąże się jeszcze jedna kwestia o
fundamentalnym charakterze. Jest nią wybór metody pracy i wynikającej z niej
stylistyki fotograficznej. To jest czasem najtrudniejsze i nie ma wiele wspólnego
z nauczeniem się zasad poprawnej kompozycji. Świadoma decyzja o własnej drodze
twórczej, metodzie rejestracji rzeczywistości, sposobie budowania opowieści,
konstruowania serii zdjęć, prezentowania prac. To też opiera się na technicznej
stronie fotografowania.
Dlaczego pisząc o obecnej od połowy XIX wieku
fotografii operuje się pojęciem estetyki, jako czymś wąskim, drugorzędnym i
często po prostu negatywnym? Ta niewiele starsza od fotografii dziedzina
filozofii, której narzędzia wykorzystuje się ostatnio do opisu bardzo szerokich
zagadnień – nie tylko tych związanych ze sztuką – dostarcza przecież potężnych
możliwości interpretacyjnych. To nie tylko spojrzenie na obraz, ale również na
świat poprzez fotografię. Szerzej się nie da.
Co to znaczy, że fotografie postrzega się tylko w perspektywie estetycznej?
Czym jest autentyczność
fotografii?
Mam nadzieję, że ciche przekonanie o misyjności mediów
nie dotyczy jedynie tych publicznych, ale i komercyjnych. Media, nawet te w
pełni prywatne i nie dotowane z żadnych środków ministerialnych, grantów czy
fundacji, uczestniczą w życiu społecznym i są odpowiedzialne za swoją
działalność. Także tę na polu estetycznym. Odpowiedzialne, być może niepisanie,
ale po prostu moralnie.
Oczywiście ma rację Maciek Herman, mówiąc, że chodzi o „kasę i PR”, ale ten ostatni może być
skuteczny albo nie. W dłuższej perspektywie może się okazać, że – jakkolwiek
negatywne – zamieszanie wokół konkursu, owszem przypomniało wielu osobom o
istnieniu magazynu "National Geographic", ale negatywny wpływ na wizerunek firmy
raczej nie przełoży się pozytywnie na uzyskiwane przez nią zarobki. Jakby nie
patrzeć – kto miał skorzystać, ten skorzystał. Sponsor ma świetną reklamę,
magazyn darmową promocję, laureaci nagrody, gazeta temat do opisania... Jedyne,
co tak na prawdę przez tę sytuację cierpi to fotografia.
Ja myślę, że tu chodzi o wyparcie jelenia i symboliczny powrót gęsi na polskie podwórka
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=nzc9wWmUQG4
;)
Rozumiem, że czujesz ogólną konfuzję? :>
OdpowiedzUsuńA poza tym w konkursie, jak stwierdzili niegdys sami organizatorzy miala sie dawno zatrzec roznica miedzy amatorami a profesjonalistami - w tym roku jednak amatorzy polegli bo prawie wszyscy laureaci to zawodowcy.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jakie kryteria przyjmujesz w rozróżnianiu profesjonalisty od amatora, ale myślę, że nawet jeśli założymy, że ta granica jest dość płynna, to i tak wychodzi mniej więcej 50:50. Dwa - trzy mocniejsze nazwiska (a zarazem świetne prace) raczej nic w tym obrazie nie zmienią. Swoją drogą nierzadko wyróżnieni autorzy mają w swoim portfolio dużo ciekawsze fotografie, no ale to już prawo jurorów i ciężko z tym dyskutować.
OdpowiedzUsuńPS Anonimy nie są miło widziane :)