poniedziałek, 13 stycznia 2014

Nie-ludzki obraz w fotografii Hiroshi Sugimoto

Czytając publikację Giorgia Agambena pt. Otwarte. Człowiek i zwierzę cały czas miałem przed oczami pewną fotografię. Wiodła ona już od jakiegoś czasu swój paralelny żywot w mojej pamięci, a każdy z rozdziałów Otwartego w silny, choć pośredni sposób, zmieniał moje jej odczytanie. 

W połowie lat 70, kiedy japoński fotograf Hiroshi Sugimoto przyjechał po raz pierwszy do Nowego Jorku, doznał podczas zwiedzania dioram w Muzeum Historii Naturalnej dziwnego uczucia, kiedy zdał sobie sprawę, jak silnego efektu wiarygodności mogą one dostarczyć. Dzieje się to wtedy, gdy zamknąwszy jedno oko, zniwelujemy niejako perspektywę nadaną przez eksponaty umieszczone przed obrazem. 

Jako fotograf zdawał on sobie doskonale sprawę, że kolejnym krokiem może być tylko wykonanie reprodukcji takiej dioramy na kawałku błony fotograficznej, co czynił – z tego, co mi wiadomo – przez co najmniej 20 lat. W 1994 powstała fotografia, która najsilniej utkwiła mi w pamięci. Zatytułowana jest zgodnie z poetyką języka muzealno-wystawienniczego: „najwcześniejsi krewni człowieka”. To, co niepokoi mnie w tym obrazie, a co dość pokrętnie nazwać by można było przedziwną wymową tej fotografii, to rzecz która wypływa z pewnej ogólnej tendencji, jaką przybierają prace Sugimoto, coś co na kształt fotografii „autotematycznej” sprawia, że każda z nich jest jakby wykładnią fotograficznego medium. Medium opierającego swą istotę jednocześnie na iluzji oraz ujawnianiu, dialektycznym ruchu miedzy ukrywaniem a odkrywaniem. Widać to również doskonale na przykładzie serii fotografii pt. „Teatry”, w której Sugimoto skazał magię obrazu filmowego na pustkę prześwietlonego białego ekranu, na rzecz ukazania czasu nieprojektowanego, „rzeczywistego” czyli np. sali kinowej, który przy percepcji czasu filmowego po prostu ginie. Iluzoryczność ta jest właśnie tłem, które akcentuje to, co być może pochopnie określiłem jako „przedziwną wymowę fotografii”. Wspomniana diorama przedstawia mianowicie rozmyślnie przestrzennie zorganizowaną scenę przedstawiającą parę obejmujących się małp człekokształtnych.

Hiroshi Sugimoto, Earliest Human Relatives, 1994

Czule obejmujące się stworzenia, kroczą po zimnej – mimo, że to step, bądź pustynia, co fotografia wplata we własny wizualny język – „bezludnej”, chciałoby się rzecz, przestrzeni. Na ziemi widać wyraźne ślady stóp, które zdają się wyznaczać kierunek marszu oraz spojrzenia, gdzieś poza sfotografowaną dioramę; całość przypomina malarstwo alegoryczne. Obraz ten jest na tyle „ideologiczny” i mityczny, a zarazem realistyczny i tak bardzo fotograficzny (a więc uobecniający i zmieniający zarazem pewne treści; przywołując to wszystko we współczesnym dyskursie o fotografii, co związane jest z jej stosunkiem do obiektywizmu i subiektywizmu, prawdy i fałszu, czy jej nieuniknioność w grze życia i śmierci, pamięci i zapomnienia, trwania i rozpadu), że w swojej przedziwnej grze z odbiorcą, zadaje mu pytanie o miejsce, jakie zajmuje zwierzę w świecie człowieka. Zarówno o rolę i funkcję dioram, jak i o obraz zwierzęcia w naszej wizualnej pamięci, czy w samej antropologii obrazu. 

 Mateusz Palka, Ogród, 2009

Pozostając w tematyce obrazu, a szerzej rzec ujmując – badań nad funkcją obrazu w kulturze – odczytałbym tę fotografię jako przejaw bardziej ogólnego zjawiska, zasygnalizowanego w ciekawym tekście Johna Bergera Po cóż patrzeć na zwierzęta, z jego zbioru esejów, zatytułowanego: O patrzeniu. Berger, analizując pokrótce fenomen ogrodu zoologicznego, zauważa, jak fakt jednostronności obserwacji, jaka ma miejsce w zoo (w tym wypadałoby rzec „medium” obrazów zwierząt. Odwołuję się tutaj oraz w dalszej części tego eseju do koncepcji antropologii obrazu Hansa Beltinga - ciała jako miejsca obrazów, koncepcji medium-obraz-ciało jak i obrazów wewnętrznych) doprowadza do sytuacji, w której „widzialność” zwierząt przekształca je niejako w żywe obrazy samych siebie. 

 Mateusz Palka, Ogród, 2009

Zwierzęcokształtne zabawki domagają się raz na jakiś czas konfrontacji z „pierwowzorami”, które to konfrontacje kończą się – jak zauważa Berger – najczęściej rozczarowaniem. Zwierzęta nie sprostują naszym oczekiwaniom. 

 Mateusz Palka, Ogród, 2009

W sensie formalnym bliski ogrodom zoologicznym i dioramom jest fakt używania pewnych przedmiotów, których charakter symboliczny staje się dominujący. Na przykład dekoracja w klatce danego zwierzęcia ma za zadanie sprostać dwóm funkcjom: z jednej sugerować ma zwiedzającym pewne elementy środowiska naturalnego – w sposób jednak oszczędny i prosty. Z drugiej – w niektórych przypadkach ma prawdopodobnie przybliżyć samym zwierzętom warunki w jakich żyją one na wolności. Diorama nie potrzebuje tego drugiego aspektu, pozostaje tylko pierwszy, jest więc w pewnym sensie systemem doprowadzonym do skrajności. 


 Mateusz Palka, Ogród, 2009

Jak słusznie zauważa Berger przestrzeń, nad sztuczną fosą w zoo oddziela nas od zwierząt bardziej niż z pozoru nam się to może wydawać – to, na co patrzymy, przestaje być zwierzęciem. W zoo, które funkcjonuje jako nośnik obrazów oraz miejsce ich kulturowego wytwarzania, teatralnych dekoracji, staje się ono zepchnięte na margines. Jego miejsce zajmuje wyobrażenie.

 Mateusz Palka, Ogród, 2009

Sytuację w podobnym stopniu radykalną, co fenomen ogrodu botanicznego przedstawiają, jak sugeruje całkiem słusznie Berger, ryciny Grandville’a. Nie są to już metaforyczne odniesienia, w których zwierzęta „tłumaczą” poniekąd ludzkie cechy – tu ruch jest przeciwny, człowiek nie szuka własnych określeń w zwierzęciu, które daną cechę mu symbolizuje, ile zamyka je we własnych obrazach (a więc i obrazach samego siebie). Jest to sytuacja podobna do tej, która ma miejsce w teatrze ogrodu zoologicznego – tu miejsce przedstawienia i bezpośredniego oglądu zajmuje grafika na kartce papieru.

 Mateusz Palka, Ogród, 2009

W pierwszym rozdziale pracy Agambena, zarysowana została bardzo sugestywna eschatologiczna wizja. Autor ambrozjańskiego manuskryptu zawarł w hebrajskim egzemplarzu Biblii z trzynastego wieku ryciny, na których ocalali Izraelczycy przedstawieni zostali ze zwierzęcymi głowami. Czy dla badaczy, którzy kiedyś będą się może dalej zajmowali problematyką relacji człowieka i zwierzęcia, twórczość Grandville'a i Sugimoto również stanie się czymś, nad czym zatrzymają się dłużej? W końcu, w przypadku japońskiego fotografa, są to pewne przebłyski naszego, nieodkrytego jeszcze przez nas samych, czasu.

 Mateusz Palka, Ogród, 2009


Tekst ukazał się na stronie FotoTestura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz